Po skandalicznie długiej przerwie powracam, by nowego posta napisać. Rozpocznę dziś wymieniając rozmaite formy komórek społecznych. Zabrzmiało może dziwnie ale czekam na propozycję jak jednym słowem ująć:
*małżeństwa monogamiczne z dziećmi
*małżeństwa monogamiczne bezdzietne
*małżeństwa poligamiczne z dziećmi
*małżeństwa poligamiczne bezdzietne
*związki partnerskie z dziećmi
*związki partnerskie bezdzietne
*konkubinaty z dziećmi (inaczej kohabitacja)
*konkubinaty bezdzietne
*singli
*samotne matki
*samotnych ojców
*rodziny rekonstruowane tzw. patchworki (liczba konfiguracji ogromna)
*DINKSy, (double-income-nokids)
*rodziny homoseksualne (które mogą być małżeństwem, związkiem partnerskim czy też komuną; lesbijskie, gejowskie, biseksualne)
*związki poligamiczne nieformalne (trójkąty, czworokąty, n-kąty)
*rodziny nomadyczne (tzw. związki na odległość)
*rodziny wielodzietne
*różne inne cuda
Wyobraźnia w tym zakresie człowieka zawodzi, choć niektórym starcza jej jedynie by objąć pierwszą wymienioną przeze mnie formację. Jakże bowiem wytłumaczyć ignorancję jaką jest odmawianie wszystkim związkom poza małżeństwem z dziećmi prawa do nazywania się rodziną? Szczególnie zabawnie brzmi to w ustach ludzi, który przyrzekli samotność do końca życia, czyli wyparli się własnej seksualności, choć to rzecz możliwa tylko w teorii.
Abstrahując od przyczyn odbiegających od rzeczywistości poglądów, przytoczę dane GUS z 2002 roku (!), zadające kłam wyobrażeniom o monolityczności polskiego społeczeństwa.
Małżeństwa z dziećmi, stanowią większość statystycznie odnotowanych rodzin tj. 56%, znacznie mniej niż 99,99%. Bezdzietne małżeństwa stanowią więcej niż jedną piątą rodzin, dokładniej 22,7%.
Sporą część stanowią matki z dziećmi (17,2%), ojcowie znacznie mniejszą (2,2%). Pozostają partnerzy z dziećmi (1,1%) i bez dzieci (0,8%), cokolwiek GUS rozumie pod tym pojęciem.
Statystyki te obejmują 10 457 617 rodzin, w których skład wchodzi 33130064 osób (86,7% ludności kraju). Jednym słowem pozostaje 13,3% ludności kraju, ponad 5 mln osób poza w/w kategoriami rodzinnej przynależności. Przy czym GUS spisał 197,4 tys. par tworzących związki partnerskie (tj. nieformalne) i należy się dziwić, że aż tyle, bo skoro coś oficjalnie nie istnieje, ciężko to policzyć;)
Moją wykładnie moralności w kwestiach formy związków rodzinnych mogę przedstawić w jednym zdaniu. Otóż: nie obchodzi mnie to. Moja filozofia życiowa, o której będzie szerzej w następnym poście, już niedługo, zabrania mi pouczania innych jak mają żyć. Sprzeciwiam się przemocy fizycznej i psychicznej, mogę rozmawiać na temat prawidłowych relacji między członkami rodziny, ale przenigdy nie powiedziałbym nikomu: "stary, ty nic nie wiesz o życiu, lepiej posłuchaj mnie, mi się powiodło, więc jak będziesz robił to co ja, Tobie również się uda". Każdy jest inny i w tej różnorodności nie jest możliwe znalezienie jednej recepty na spełnienie się w miłości czy też w karierze zawodowej. Rodzice, którzy chuchają i dmuchają na swoje maluchy, dbając by nie spotkała ich w życiu krzywda zapominają, że wartościowym człowiekiem nie zostaje się po lekcjach gry na pianinie i kursach angielskiego; do tego trzeba dojść samemu zbierając własne doświadczenia, ucząc się na błędach swoich i innych ludzi. Chowanie pociech przed światem może opóźnić ich dojrzewanie, nie życzę nikomu by było to jedynym efektem rodzicielskich starań. Nie ułożysz za kogoś jego życia. Tak brzmi moje przesłanie na dziś
Dziękuję!
9 lat temu