piątek, 8 maja 2009

Sposób na życie: podpunkt 12

Po skandalicznie długiej przerwie powracam, by nowego posta napisać. Rozpocznę dziś wymieniając rozmaite formy komórek społecznych. Zabrzmiało może dziwnie ale czekam na propozycję jak jednym słowem ująć:
*małżeństwa monogamiczne z dziećmi
*małżeństwa monogamiczne bezdzietne
*małżeństwa poligamiczne z dziećmi
*małżeństwa poligamiczne bezdzietne
*związki partnerskie z dziećmi
*związki partnerskie bezdzietne
*konkubinaty z dziećmi (inaczej kohabitacja)
*konkubinaty bezdzietne
*singli
*samotne matki
*samotnych ojców
*rodziny rekonstruowane tzw. patchworki (liczba konfiguracji ogromna)
*DINKSy, (double-income-nokids)
*rodziny homoseksualne (które mogą być małżeństwem, związkiem partnerskim czy też komuną; lesbijskie, gejowskie, biseksualne)
*związki poligamiczne nieformalne (trójkąty, czworokąty, n-kąty)
*rodziny nomadyczne (tzw. związki na odległość)
*rodziny wielodzietne
*różne inne cuda

Wyobraźnia w tym zakresie człowieka zawodzi, choć niektórym starcza jej jedynie by objąć pierwszą wymienioną przeze mnie formację. Jakże bowiem wytłumaczyć ignorancję jaką jest odmawianie wszystkim związkom poza małżeństwem z dziećmi prawa do nazywania się rodziną? Szczególnie zabawnie brzmi to w ustach ludzi, który przyrzekli samotność do końca życia, czyli wyparli się własnej seksualności, choć to rzecz możliwa tylko w teorii.
Abstrahując od przyczyn odbiegających od rzeczywistości poglądów, przytoczę dane GUS z 2002 roku (!), zadające kłam wyobrażeniom o monolityczności polskiego społeczeństwa.
Małżeństwa z dziećmi, stanowią większość statystycznie odnotowanych rodzin tj. 56%, znacznie mniej niż 99,99%. Bezdzietne małżeństwa stanowią więcej niż jedną piątą rodzin, dokładniej 22,7%.
Sporą część stanowią matki z dziećmi (17,2%), ojcowie znacznie mniejszą (2,2%). Pozostają partnerzy z dziećmi (1,1%) i bez dzieci (0,8%), cokolwiek GUS rozumie pod tym pojęciem.
Statystyki te obejmują 10 457 617 rodzin, w których skład wchodzi 33130064 osób (86,7% ludności kraju). Jednym słowem pozostaje 13,3% ludności kraju, ponad 5 mln osób poza w/w kategoriami rodzinnej przynależności. Przy czym GUS spisał 197,4 tys. par tworzących związki partnerskie (tj. nieformalne) i należy się dziwić, że aż tyle, bo skoro coś oficjalnie nie istnieje, ciężko to policzyć;)
Moją wykładnie moralności w kwestiach formy związków rodzinnych mogę przedstawić w jednym zdaniu. Otóż: nie obchodzi mnie to. Moja filozofia życiowa, o której będzie szerzej w następnym poście, już niedługo, zabrania mi pouczania innych jak mają żyć. Sprzeciwiam się przemocy fizycznej i psychicznej, mogę rozmawiać na temat prawidłowych relacji między członkami rodziny, ale przenigdy nie powiedziałbym nikomu: "stary, ty nic nie wiesz o życiu, lepiej posłuchaj mnie, mi się powiodło, więc jak będziesz robił to co ja, Tobie również się uda". Każdy jest inny i w tej różnorodności nie jest możliwe znalezienie jednej recepty na spełnienie się w miłości czy też w karierze zawodowej. Rodzice, którzy chuchają i dmuchają na swoje maluchy, dbając by nie spotkała ich w życiu krzywda zapominają, że wartościowym człowiekiem nie zostaje się po lekcjach gry na pianinie i kursach angielskiego; do tego trzeba dojść samemu zbierając własne doświadczenia, ucząc się na błędach swoich i innych ludzi. Chowanie pociech przed światem może opóźnić ich dojrzewanie, nie życzę nikomu by było to jedynym efektem rodzicielskich starań. Nie ułożysz za kogoś jego życia. Tak brzmi moje przesłanie na dziś

5 komentarzy:

  1. no nareszcie jakiś post:) długo 2 miechy przeszły ale po wielu perturbacjach w końcu....:)

    "Nie ułożysz za kogoś jego życia"... każdy człowiek jest inny, jak mówisz nie ma jednej recepty na wszytsko, nie wypisze Ci jej lekarz ani żaden inny człowiek, życie jest nieprzewidywalne, jak pudełko czekoladek - nigdy nie wiesz co Ci się trafi, jak się ułoży, ze wszystkim trzeba sobie samemu radzić, nikt Ci nie powie co masz robić, w sumie da się coś zaplanować ale zawsze trzeba mieć jakiś margines błędu ze coś może nie pójść, ale człowiek musi przeżywać wzloty i upadki, podnosić się po nich żeby być silniejszym. W sumie ja wole się uczyć na swoich błędach, bo jak dostane w skórę to zapamiętam to, a jak ktoś np. rodzice mnie przed czymś przestrzegą to nie zawsze się z nimi zgadzam i tak robię po swojemu, dopiero jak się "ukłuje" to przyznaje racje, ale tak jest lepiej, wole żałować ze coś zrobiłem (nawet jeżeli ostro dostałem po dupie) niż ze czegoś nie zrobiłem i dzięki temu jestem mądrzejszy, jak mówisz dzięki nauce na własnych błędach człowiek staje się bardziej wartościowy, przygotowany do życia..... i z tym trzeba się zgodzić....

    coś tam naskrobałem:) czekam na następnego posciora:D

    OdpowiedzUsuń
  2. niby mamy XXI wiek, niby żyjemy w cywilizowanym świecie to jednak mnóstwo ludzi ma poglądy i zachowuje się jak w średniowieczu... osobiście znam przypadki gdy rodzice wybierają dziecku (zazwyczaj córkom ) małżonka... i to oczywiście dla ich dobra...często grożąc nawet wydziedziczeniem jeśli przyszły zięć czy synowa rodziców nie odpowiada. no po prostu szlak mnie trafia! albo jak można komuś planować jego własny prywatny wolny czas... każdy robi co lubi, nie to co lubią rodzice! Nie można spełniać własnych marzeń kierując życiem dzieci!
    a co się tyczy małżeństwa... co poniektórzy są chorzy na tym punkcie! są kobiety, dla których celem życia jest znalezienie męża! po prostu paranoja! a przecież małżeństwo to tylko papierek... zwykły dokument, jak dla mnie zupełnie nie ważny! czy ten papier coś zmienia? tylko łatwiej można dostać kredyt w banku... przecież to nie dokument sprawia, że człowiek jest szczęśliwy!
    wiele ludzi ma małżeństwo za coś świętego. on żonę może bić, poniżać, może chlać być wredny agresywny i znęcać się nad nią... ale ona nie wniesie pozwu o rozwód bo to wstyd a on tak naprawdę ją kocha i nie chce jej krzywdzić.

    ja też wolałabym "papierka"nie mieć.Przecież jak coś będzie nie tak z partnerem to się odwrócę i pójdę w swoja stronę, bez sądu, bez problemów, bez marnowania czasu i pieniędzy.
    I moja babcia popiera życie bez małżeństwa. a z kolei mój ojciec uważa, że żyjąc bez ślubu nie można stworzyć prawdziwej rodziny... nie zdziwiłabym się, gdyby było odwrotnie. przecież to dla ludzi starszych życie bez ślubu to grzech i wstyd...

    świat jest dziwny...

    ale co poniektórzy są niereformowalni...


    a tak w ogóle to masz wyczucie :D
    na maturze w czwartek właśnie pisałam rozprawkę na temat:
    "Dla wielu ludzi zawieranie małżeństwa to przeżytek."

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawe dane statystyczne z GUSu. Dobrze wiedzieć, że 23% małżeństw jest bezdzietne, a 19% społeczeństwa samotnie wychowuje dzieci.

    Poza tym faktycznie przykre jest, jak rodzice próbują odkuć własne porażki swoimi dziećmi, prowadząc je za rączkę, dmuchając i chuchając, podejmując za nie wszystkie istotne decyzje i chowając ("chroniąc") przed światem. Potem tacy ludzie są niesamodzielni, niezaradni, często nieszczęśliwi i sfrustrowani. Natomiast gdy ośmielą się realizować własne marzenia, to często kończy się to głębokim konfliktem z rodzicami, którego było można przecież w prosty sposób uniknąć.

    OdpowiedzUsuń
  4. podałeś dane gus-owskie z 2002r. myślę, że mogły się one mocno zmienić, Krzysiu.

    ponieważ od jakichś trzech lat zaobserwowano w naszym kraju gwałtowny wyż demograficzny (co zresztą można zauważyć na ulicy). jest to spowodowane tzw. echem demograficznym, które występowało w polsce po wojnie (nazywane także echem wyżu powojennego), aby zaludnić kraj na nowo oraz mniej więcej od połowy lat 70. do połowy lat. 80. i teraz osoby urodzone w tym drugim wyżu demograficznym, chcą także mieć dzieci, w miarę szybko, nie zważając na karierę zawodową oraz wykształcenie. oczywiście to nie reguła.

    natomiast przez całe lata 90. mieliśmy sytuację odwrotną. niżu demograficznego, wręcz ujemnego przyrostu naturalnego. można to wyjaśnić konserwatywnym bądź liberalnym typem rodziny. jak przez ostatnie 20 lat występował u nas ten drugi typ, to obecnie dominuje konserwatywny model rodziny. dla tych co nie lubią widoku przebiegających małych dzieci pod nogami pocieszeniem może być to, że każde kolejne echo demograficzne jest coraz słabsze.

    i także też sobie myślę, wracając do danych statystycznych, że rodziny z dziećmi oraz matki samotnie wychowujących dzieci mogą stanowić obecnie dobrze ponad 80% wszystkich objętych rodzin, związków itp.

    a tak poza tym co przytoczyłem, to całkowicie się zgadzam z tym co napisałeś. bardzo dobra notka. sama prawda w tym bije.

    PS. mówisz Kasia, że pomimo XXI wieku, wydaje się jakbyśmy dalej żyli w średniowieczu. ale taka jest właśnie prawda. i to w wielu aspektach można zauważyć w naszym "kochanym" kraiku. dotyczy to m.in. aborcji, eutanazji czy zawierania homoseksualnych związków małżeńskich, z czym wiele krajów zachodnich dawno temu już sobie poradziła, a u nas w kraju rządzonym przed rydzykowo-moherowo-kseno-homofobiczną hołotę, w kraju, w którym kler nie dość, że wtrąca się do polityki, to jeszcze zarabia nie gorzej od biznesmenów, a na dodatek zwolniony jest ze wszelkich podatków, dalej będzie tkwić średniowiecze.

    trochę chyba odbiegałem od tematu, ale jakoś tak wyszło...

    OdpowiedzUsuń
  5. niestety, Bartłomiejku, ostatni spis powszechny miał miejsce w roku 2002. Następny będzie w 2010r. i było już w związku z tym małe zamieszanie, bo okazało się, że urzędnicy chcieliby o nas za dużo wiedzieć:P
    w każdym razie nikt na pewno nie wątpi, że procent małżeństw z dziećmi ponownie wykaże trend spadkowy:P

    OdpowiedzUsuń

Żaden z postów nie wyczerpuje tematu (za pominięte aspekty nie odpowiadam:P) add-ony mile są za to widziane w komentarzach