niedziela, 1 marca 2009

Co ze mną będzie gdy mnie nie będzie - o życiu po życiu: podpunkt 8

Po uznaniu nie istnienia Boga za fakt należy konsekwentnie zakwestionować istnienie duszy ludzkiej. Zważywszy, że pociąga to za sobą konieczność pogodzenia się ze śmiercią jako definitywnym końcem własnego życia, nie jest to takie proste. Mało kto się do tego przyzna ale jestem niemal pewien, że wyłącznie obietnica życia pozagrobowego trzyma wielu ludzi przy wierze. Jakże straszna jest myśl, że nadejdzie dzień kiedy nić naszego istnienia zostanie przerwana po czym nie nastanie nic! Tak naprawdę straszniejszy jest jedynie lęk przed wiecznym ogniem, który przeżywa część wierzących tuż przed śmiercią.

Nie znaczy to jednak, że nie da się pogodzić ze śmiercią jako ostatecznym końcem wszystkiego. By to unaocznić przytoczę fragment eseju-deklaracji pt. „W co wierzę” autorstwa Bertranda Russela: „Wierzę w to, że gdy umrę, zgniję i nic nie pozostanie z mojego ego. Nie jestem już młody i kocham życie, ale uznałbym, że wart jestem tylko wzgardy, gdybym drżał z lęku na myśl o nieistnieniu. Każde szczęście dlatego jest prawdziwym szczęściem, bo kiedyś musi się skończyć, a miłość i myśl ludzka nie tracą nic ze swej wartości przeto, że nie mogą trwać wiecznie. Wielu ludzi z dumą narodziło się na szafocie, czyż ta sama duma nie powinna nauczyć nas, jak godnie myśleć o miejscu człowieka we Wszechświecie. Nawet bowiem jeśli otworzenie okna nauki w pierwszym momencie sprowadza na nas dreszcz, wywiewając przytulne herbaciane ciepełko tradycyjnych ludzkich mitów, to wystarczy łyk świeżego powietrza, by poczuć chwałę wielkich otwartych przestrzeni.”

Jakaż jednak jest w takim razie sprawiedliwość na świecie? Nie każdemu jest dane dość czasu by zdążył wejść na teren otwartych przestrzeni. Nie każdy dostaje szansę, nie każdy ją wykorzystuje; czyż nie jest dość starych a głupich? Ale nie jest to wciąż argumentem za istnieniem duszy. Niemożność pogodzenia się z rzeczywistością nie jest argumentem. Przytulne ciepełko tradycyjnych ludzkich mitów jest jak rodzinne gniazdo, które trzeba opuścić by stanąć o własnych siłach i wreszcie naprawdę dorosnąć, choć pierwsze kroki bywają trudne.

Zabrzmiałem pewnie ponuro, ale mam coś na pocieszenie i nie jest to głodny kawałek bynajmniej.
Przedstawię bowiem teraz uproszczoną wersję pewnej świeckiej teorii eschatologicznej.
Teoria ta zakłada, że moc obliczeniowa komputerów będzie rosnąć niemal w nieskończoność. Gdy już uda się skonstruować działające komputery kwantowe, prawdopodobnie nie będzie żadnych ograniczeń by zwiększać ich moc, np. łącząc kolejne w coraz większą sieć, tyle że na miejsce dzisiejszego superkomputera krzemowego można by upchnąć niewyobrażalną ilość kwantowych jednostek centralnych.
Trzeba również założyć, że dokładność i precyzja urządzeń pomiarowych również będzie rosnąć. W tym przypadku wystarczy by można było z pełną dokładnością podać miejsce położenia i rodzaj każdej cząsteczki z jakiej składa się kula ziemska, by stworzyć jeden i kompletny obraz całej planety w tym samym czasie i przekazać te dane do pamięci naszego super-nieskończenie potężnego komputera. Zadaniem maszyny byłoby na podstawie ówczesnych doskonałych teorii fizyki i dostarczonych danych dokonać symulacji wstecznej i krok po kroku odtworzyć całą historię, tak jakbyśmy przewijali starą kastę VHS, wstecz. Po drodze komputer wyłapałby wszystkich ludzi, będących na moment przed śmiercią i metodą kopiuj + wklej umieścił w wirtualnym świecie. Odpowiedź na pytanie kogo gdzie wkleić i jakie mu przydzielić konto (administrator? użytkownik z ograniczonymi uprawnieniami?) pozostawiam naszym łebskim mam nadzieję potomkom.
Teoria wygląda może na hard science-fiction ale każdy jej element jest teoretycznie możliwy do spełnienia. Nie sposób określić ile czasu będzie potrzeba by technika osiągnęła dostatecznie wysoki poziom by dokonać takiego techno-wskrzeszenia (być może kiedyś powstanie prostsza metoda precyzyjnego odczytania przeszłości). Dla trupa jednak milion lat upływa tak samo długo jak tysiąc czy sto, ważne by ludzie się nie powybijali zanim się odrodzą. W zasadzie nie mam obaw, że społeczeństwo dysponujące taką techniką nie czułoby się moralnie zobligowane wobec swoich przodków. Nie ma człowieka, który nie zawdzięczałby wszystkiego co ma ludziom żyjącym kiedyś tam.
Przed śmiercią należałoby jednak otrząść się z głupich nadziei, by wieczną pustkę przyjąć z godnością (bądź wywrzeć odpowiednie wrażenie na tych po drugiej stronie).

9 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie lubię komentować jako pierwsza... może poczekam aż ktoś inny to zrobi?:P

    Chyba każdy, wierzący czy nie, boi się śmierci. Może się do tego nie przyznawać ale gdzieś tam w podświadomości taki lęk na pewno istnieje.
    A jaki inny sens jest w wierze?? całe życie człowieka wierzącego polega na tym, by zachowywać się tak by Bóg był z naszego postępowania zadowolony; by w dniu Sądu Ostatecznego zostać zbawionym; by życie po tej drugiej stronie było piękne. Nawet wielka grupa starszych ludzi [tzw.moherowe berety;)] oddają wilczą część swoich marnych emerytur księdzom, wierząc, że Bóg jest im wdzięczny za to, że głodując przyczyniają się do... no właśnie do czego...one pewnie myślą, że oddawanie pieniędzy księdzu, nie wiedząc co on z nimi zrobi,samo w sobie jest godne zbawienia.
    Ile jest takich ludzi, którzy wpajają dziecku od małego "Antykoncepcja to grzech! " i później mamy sytuacje gdzie dzieci mają dzieci.
    Ja w wierze nie widzę większego sensu... Czyż nie jest tak, że nie wierząc w Boga,nie znając dokładnie Jego przykazań, a będąc dobrym człowiekiem całe życie, zasługuje na wspaniałe życie po śmierci? Wiara chrześcijańska nie jest bezinteresowna. Jestem dobry za życia bo po śmierci zostanę zbawiony. A czemuż to nie być dobrym bezinteresownie, dla samej przyjemności pomagania innym? nie jeden chrześcijanin zapisuje sobie swoje grzechy by je później "wymazać"dobrymi uczynkami...
    człowiek wierzy, w życie po śmierci bo łatwiej w takie bajki wierzyć niż pogodzić się z tym, że śmierć to całkowity koniec...

    a z tym komputerem żeś mnie powalił... połowy nie rozumiem bo fizyka to zawsze była moja pięta Achillesowa :P
    ciężko mi to sobie wyobrazić...człowiek wirtualny to nie to samo co realny,prawdziwy, żywy...
    czyż nie lepiej zostawić zmarłych w spokoju ?
    nie,mimo bujnej wyobraźni tego pojąć nie mogę...

    OdpowiedzUsuń
  3. ba, wprawdzie można zrozumieć taką wiarę, która opiera się na lęku przed śmiercią - nie sposób tego nazwać jakąś wyższą moralnością.

    Kasiu, myślę, że mało ludzi odmówiłoby szansy by zaistnieć jeszcze raz i to w lepszym świecie. Tzw. świat realny jest przecież wyłącznie wytworem naszych zmysłów i sposobu w jaki nasz mózg to przetwarza.

    OdpowiedzUsuń
  4. widzę, że już tylko Kasia czyta mojego bloga:P

    OdpowiedzUsuń
  5. no tutaj trzeba się zgodzić ze wielu ludzi trzyma przy wierze myśl o życiu wiecznym... może nie mamy racji, może nie umrzemy, nie pójdziemy do nieba ani piekła, może hinduiści ją mają, co z reinkarnacją? - po śmierci wcielimy się w kogoś innego, będziemy rośliną, zwierzęciem albo innym człowiekiem i będziemy dalej egzystować na tym świecie, może nie trafimy do raju tylko cały czas tu będziemy, ale czy to byłoby takie piękne, cały czas na Ziemi??? tak w ogóle ja chciałbym być ptakiem.....(resztą zakończenie znasz co bym robił:D) to wszystko zależy jakimi jesteśmy, tylko jak się dowiedzieć prawdy?... co z człowiekiem się dzieje po śmierci?....

    "Każde szczęście dlatego jest prawdziwym szczęściem, bo kiedyś musi się skończyć..." - piękne zdanie, gdyby życie trwało w nieskończoność też czy byłoby takie piękne??.... w sumie śmierć nie oznacza końca tylko jest tak naprawdę początkiem....wszyscy się jej obawiają a tak naprawdę może nie ma czego się bać?...tak zwykle jest jak wielu ludzi o coś się obawia a później się z tego śmieją, ze tak naprawdę ich obawy były bezzasadne,że sprawa była błaha, czy tak samo powinno być ze śmiercią (śmiać się ze śmierci, ciężko takie coś pojąć ale może warto byłoby się z niej zacząć śmiać,choć nie jest to byle jaka błaha sprawa) to nie wiem.... śmierć nie może być taka straszna.

    Ten cały tekst z komputerami mnie zdziwił, nie zmieniłeś właściwie tematu a zacząłeś mówić trochę o czym innym (nie wiem czy dobrze się wyraziłem)... hard science - fiction - na pewno tak ale może tak kiedyś będzie, kto wie? komputer będzie nas wyłapywał zaraz przed śmiercią i "wklejał" do wirtualnego świata.... Ty to masz łeb:)

    "...krok po kroku odtworzyć całą historię, tak jakbyśmy przewijali starą kastę VHS, wstecz. Po drodze komputer wyłapałby wszystkich ludzi..." - wszystkich? są tacy ludzie którzy nie zasługują na 2gie życie, tacy którzy mordowali, palili, gwałcili prawa ludzkie....trzeba było jakiś algorytm napisać, żeby tych ludzi nie wyławiał z historii.... ale wszystko przed nami, my tego nie dożyjemy, może na szczęście:D

    ciekawie piszesz, musisz tego linka Kołodziejczyk przesłać:D

    OdpowiedzUsuń
  6. no cóż Panie Anonimowy (inaczej) nie uważam bynajmniej by było dużo ludzi którzy faktycznie nie zasługiwali by na drugie życie; w przypadku w którym zasoby cyfrowej pamięci byłyby praktycznie nieograniczone, każdy otrzymałby swoją wirtualną klatkę, taką na jaką zasłużył decyzją Sądu Wskrzeszeń Niegodziwych.
    W przypadku braku miejsca na dysku rysowałaby się niewesoła perspektywa powtórki z rozrywki, czyli powrotu do podziału na klasę posiadaczy i tych którym wiedzie się gorzej. Np. jedni przywoływali by sobie do wyboru klasyczną willę grecką bądź pałace arabskie a inni mieszkanie M2 lub domek na drzewie.

    OdpowiedzUsuń
  7. albo wprowadziliby równość i wszyscy mieszkali by w wirtualnych domkach szeregowych z identycznym wyposażeniem, bo to najmniej obciąża pamięć komputera:P

    OdpowiedzUsuń
  8. ze zmarłym to raczej się nikt nie pośmieje...
    a co by było jakby komuś było dobrze te kilka metrów pod ziemia i nie chciałby wracać nawet wirtualnie ? przecież nie poznanym jego zdania dopóki go nie "odrodzimy"... czy możne trza będzie w testamencie zaznaczać czy ktoś tego chce czy nie ...
    jakoś nie mogę tego pojąć...

    OdpowiedzUsuń
  9. symulacja byłaby pełna czyli cyfrowo "odrodzone" zostałoby wszystko "jak leci", także kamyczki i chmurki na niebie. dopiero specjalny programy dokonywałby selekcji i spośród ciągów zer i jedynek (czyli informacji o położeniu i składzie materii) wyławiałby "ludzi"; za pewnie specjalny algorytm odróżniałby chętnych odrodzeniu od tych którzy woleli by ich zostawić w spokoju. Choć trudno mi utożsamić spokój z nicością, która wydaje mi się być czymś niepokojącym

    OdpowiedzUsuń

Żaden z postów nie wyczerpuje tematu (za pominięte aspekty nie odpowiadam:P) add-ony mile są za to widziane w komentarzach